“Wirydarz wewnętrzny”
“Globalna wioska” okazała się nieprawdą, błyskotliwą fantazją. Media miały zbliżać, tworzyć więź, wzajemne poznanie, zjednanie, a tymczasem ograniczają się do upiornego powtarzania wiadomostek (newsów), których skala jakości i prawdziwości rozciąga się od kłamstwa po bezustanne epatowanie nowością i sensacją. W tym szumiącym strumieniu prawda ginie niezauważona, nieodróżniona od reszty. Jedni patrzą się w ołtarz oniemiali, otępiali, już nic nie robi na nich wrażenia. Innych – wrażliwych – ten medialny hałas coraz bardziej przeraża i paraliżuje. W znerwicowanych sercach kołacze się pragnienie izolacji, obudowanego murem ogrodu, wirydarza. Rajskiej przestrzeni, ze studnią po środku, z fontanną, z rzeźbami, drzewami cienistymi i ziołami wokół. Ale najważniejsze w tej geografii pragnienia jest to jedno jedyne miejsce, jak cela pustelnika, miejsce rozważań, nazywania nienazwanego, przybliżania się do Absolutu. To miejsce odnalezienia siebie w sobie, taki wirydarz wewnętrzny.
Zimowa droga ginie w bezkresie. Nie ma końca zrujnowany płot. Mgły z jeziora pochłaniają dom, a mchy na obrazach Niny Habdas porastają kamienie i świerki. Las przeistacza się w ciemną otchłań, łopiany na pierwszym planie splamione są dziurami zamierania, chrust kruszy się, grzęźnie w bagnie. Nawet jeśli jaśnieje jaskier czy chaber, bieli się kozłek lekarski, to w dolnych partiach obrazu brązowieją butwiejące liście, ciemnieją kamienie w porostach i muszle, z których jedna pusta, a druga zda się nosić życie, ale to może być złudzenie…
W zasadzie nie ma ludzi na obrazach Niny Habdas. Może tylko w tajemniczych ogrodach pojawiają się posągowe postacie kobiet. Na praskim cmentarzu nagrobki zamierają korodowane, a posąg Mojżesza – cały w diagonalnym ułożeniu patrzy w bok. Ma oczy zasłonięte, abyśmy może w nie nie spojrzeli. W oczy tego, który widział Boga. Czy nasze spojrzenie odkryłoby tajemnicę wiedzy posągu, istotę kamienia? Filozofowie twierdzą, że poznajemy świat, “jaki nam się jawi”, a nie “jaki jest sam w sobie”. W rzeczach, które widzimy, jest jedynie odblask prawdy, ślad wiecznych idei, które nie są dostępne nam, żyjącym w jaskini. Wrażenia zmysłowe początkują wiedzę, intelekt i wyobraźnia próbują ją porządkować, ale może ona jest tylko tym odblaskiem idei? A nawet odblaskiem odblasku, refleksem?
Artyści – kapłani sztuki nazywają ten właśnie odblask, potrafią go ukazać, uświadomić. Bogactwo refleksów, mgnień okruchów i tajemnic życia ukazują z mocą Kreatora. Różnymi środkami, budując różne formy. Nina Habdas za pomocą realistycznej formy łączy na swoich obrazach świat zewnętrzny – widziany, zmysłowy – ze światem wewnętrznym, tak, by pejzaż stawał się tą prawdą odblasku, by był stanem ducha. Jej obrazy przepełnione są nie tylko formą widzialną, ale i muzyką, tak subtelną, że aż niewygrywalną. Te obrazy jednocześnie cieszą, radują i wprowadzają w stan zadumy, smutku, uświadamiają początek wiecznej ciemności. Życie łączy się tu ze Śmiercią, pokój z niepokojem. Pejzaże Niny Habdas mówią o sprawach ostatecznych. Uświadamiamy je sobie, że istnieją i istniały, dotykamy ich, zbliżamy sie do nich z wytrwałością fal do przystani ciszy. I tak – docieramy do tego wirydarza wewnętrznego.
Piotr Słowikowski, tekst opublikowany w katalogu z ostatniej wystawy Artystki, listopad 2002 rok